sobota, 23 lutego 2019

Rozdział XIX - Niedosyt

Eli

Pamiętam dokładnie moment, kiedy po raz pierwszy usłyszałem jego imię. Pamiętam zimną posadzkę, na której siedziałem, obtarte nadgarstki, kłujące ssanie w żołądku, cierpką suchość  w ustach, a także bolesne szpile wbijające się w zdarte do cna gardło i wysiłek jaki wkładałem w zaciskanie powiek, by skryć się przed strugami światła napływającymi z każdej strony jak sztylety. Wydawało mi się wówczas, że cisza odbiera mi zmysły i słyszę skwierczący pisk sączących się z lamp palących strumieni, a każdy dźwięk wyłapany spoza tych czterech białych ścian pozbawionych okien oraz życia był jak łyk wody na ogołoconej i nagrzanej od bezlitosnego słońca pustyni.