Loren
Ze snu wyrwało go coś dziwnego.
Jakiś nieznany lub dawno zapomniany dotyk, jakby miękkie futro kota lub psa
ocierało się o jego ramię. Przez parę minut nie podnosił powiek, trwając gdzieś
pomiędzy jawą, a snem. Przybliżając się do tego pierwszego, zaczął się domyślać
co powoduje to łaskoczące uczucie. Jeśli
otworzę oczy, będę musiał go odsunąć, myślał, ale jego umysł coraz bardziej
się rozjaśniał, w końcu zmuszając go do wyjścia naprzeciw rzeczywistości.
Spojrzał na swoje ramię i na głowę niewolnika tuż przy nim. Uniósł kilka
dotykających jego skóry kosmyków i przesunął je między palcami. Miękkie. Zanim
się zorientował głaskał go po głowie jak małe zwierzątko. I doszedł do wniosku,
że właśnie tym przecież był, małym ślicznym, wytresowanym zwierzątkiem.
Ślicznym? Zmarszczył brwi.
Jeszcze do niedawna nawet nie przeszłoby mu przez myśl, aby inną osobę tej
samej płci nazwać śliczną. Ale nawet jeśli bardzo by chciał, urody swojemu
niewolnikowi nie mógł zaprzeczyć. A może po prostu… Tak. Wyglądał jak mały kot,
albo króliczek, a małe kotki, króliczki, czy szczeniaczki są śliczne bez
względu na płeć. Ot, cała filozofia.
Nagle przykuła jego uwagę ręka
chłopaka, która wędrowała śmiało po pościeli w kierunku jego torsu. Zatrzymał
ją zanim mogła go dotknąć i przez kilka długich sekund trzymał w powietrzu jego
chudy nadgarstek. Małe palce zginały się i prostowały. Wyglądało to jakby
chciały wybadać, czy dotarły już do miejsca, na którym chciały spocząć.
- Nieładnie... - mruknął i
przesunął niewolnika na jego połowę, poważnie przy tym rozważając pomysł
przywiązywania go na noc do ramy łóżka. Na czole jasnowłosego pojawiła się mała
zmarszczka, rozchylił usta i zamruczał coś niezrozumiale. Wyglądał na
niezadowolonego z tego, że ktoś odsuwa go od źródła ciepła. Loren uśmiechnął
się mimowolnie, ale szybko zastygł w bezruchu. Noga niewolnika, podobnie jak
ręka jeszcze przed chwilą, uniosła się i próbowała utorować sobie przejście
między nogi Lorena. I ją także zatrzymał, co senny obłapiacz podsumował
rozczarowanym pomrukiem.
Na co dzień grzeczny i posłuszny, a we śnie uparty i bezczelny. Pokręcił głową i przygwoździł
go do łóżka, uniemożliwiając jakikolwiek ruch. Dopiero wtedy zauważył dwa małe
wzniesienia widoczne pod koszulą. Wyglądały, jakby domagały się uwagi Lorena. Ale
chyba wczoraj poświęciłem im jej wystarczająco? Albo nawet więcej niż
wystarczająco. Przed jego oczami pojawił się widok niewolnika zaciskającego
powieki i pojękującego pod dotykiem jego ust i palców, którym raczył go podczas
wczorajszej kąpieli. To tylko i wyłącznie
w celach naukowych. Jedno małe doświadczenie i po sprawie –tłumaczył sobie
wtedy, chociaż tak naprawdę nie wiedział co go podkusiło, aby obmacywać siedemnastolatka.
Jedynym sensownym usprawiedliwieniem, które przyszło mu do głowy, była chęć
sprawdzenia, czy męskie sutki są wrażliwe. Zapragnął to zbadać, a że akurat
różowe punkty, wyróżniające się na bladej skórze niewolnika przyciągnęły jego
uwagę, to już nie jego wina.
Nie zamierzał robić mu żadnych
złudnych nadziei, co to to nie. Ale musiał sprawdzić. Ciekawość była
silniejsza, chociaż nie był pewien rezultatu, jaki otrzymał ze swojego małego
eksperymentu. Wyszło na to, że męskie sutki rzeczywiście mogą być wrażliwe na
dotyk, chociaż nie mógł mieć pewności, czy jęki zadowolenia niewolnika były autentyczne.
W końcu taki ktoś zrobi wszystko żeby zadowolić Pana, prawda? Zresztą myśląc o
tym jaki czas spędził jako czyjś niewolnik i jakie tortury mogły go podczas
tego czasu spotkać, miał pewne wątpliwości co do tego, czy taka osoba w ogóle
może kojarzyć takie pieszczoty z czymś przyjemnym.
Nie potrzebnie wpakował mi się
do wanny, a ja niepotrzebnie mu na to pozwoliłem.
Wstał z łóżka i udał się do
łazienki, zostawiając za sobą pogrążonego we śnie niewolnika. Miał nadzieję, że
przez jego mały, nic nieznaczący wyczyn nie zacznie sobie wyobrażać Bóg wie
czego.
O jakże się mylił…
***
Wszystko
zaczęło się podczas śniadania.
Podrzucił
na patelni omlet, odwracając go na drugą stronę. Wolną ręką przekręcił pokrętło
w odtwarzaczu, podgłaśniając sączące się z małych głośników dźwięki muzyki.
Cokolwiek przyrządzał w swojej kuchni, czy było to najwykwintniejsze danie, czy
najzwyklejszy w świecie omlet, zawsze towarzyszyła mu przy tym muzyka. Bez niej
to nie było to samo.
Dean Martin wyśpiewywał, prosząc
swoją ukochaną o powrót, podczas gdy Loren nucił cicho pod nosem i zaczynał się
zastanawiać, dlaczego w kuchni nie ma jeszcze niewolnika. Ten jednak miał na
tyle szczęścia, że akurat wszedł do pomieszczenia i stanął niezdecydowanie w
miejscu, zaraz po przejściu progu.
- No
nareszcie! Już myślałem, że będę musiał wracać na górę, żeby cię obudzić.
-
Przepraszam, Panie. Myślałem, że już cię nie ma – odpowiedział chłopak i rzucił
mu skruszone spojrzenie, zanim przeniósł wzrok na patelnię. Wyglądał na
głodnego. Tak samo, jak wczoraj, kiedy
gapił się, gdy się rozbierałem.
- Powiedzmy, że uwzględniłem
twoje wczorajsze zażalenie i stwierdziłem, że możemy dzisiaj zjeść razem
śniadanie.
Popatrzył
z ukosa na towarzysza, w porę, aby zauważyć delikatny uśmiech na jego ustach.
-
Cieszysz się? – spytał, chcąc zwrócić na siebie wzrok jego oczu, który nadal
wlepiony był w skwierczącego omleta. Co
wygląda dla niego teraz smaczniej, ja, czy omlet? –obruszył się.
- Tak,
Panie, bardzo – odwrócił się w jego stronę. Uśmiech już nie gościł na jego
ustach, został szybko schowany pod maską niewolnika, czekającego na wydanie
rozkazu. Jego porcelanowe policzki były delikatnie rumiane, co wydało się
Lorenowi trochę dziwne. Tak samo jak kilka rozpiętych guzików koszuli „piżamy”.
Mógłby przysiąc, że wcześniej na łóżku były zapięte.
- Nie
stój tak, tylko wyciągnij dżem z lodówki.
- Tak,
Panie.
Niewolnik,
idąc za rozkazem Pana, podszedł powoli i z gracją, której mężczyzna wcześniej
nie miał okazji u niego zauważyć i otworzył lodówkę. Owy dżem stał na dolnej
półce. Niewolnik zrobił zamyśloną minę. Loren uważnie ją śledząc, mimo że
widział tylko jego profil, mógł precyzyjnie powiedzieć, w którym momencie
chłopak wpadł na jakiś pomysł. Brakowało tylko zaświecającej się żarówki nad
jego głową. W następnym momencie schylił się zgrabnie, tyłem do Lorena i
sięgnął po słoik. Kiedy ponownie się wyprostował, odwrócił i położył dżem,
koszula zsuwała się z jednego ramienia, eksponując jego pokaźną część wraz z
obojczykiem. Niby niewinnie, ale Loren niemal od razu wyczuł w tym coś
podejrzanego.
- Po
śniadaniu cię zostawię. Wrócę bardzo późno, więc podczas mojej nieobecności
wyjątkowo możesz pooglądać telewizor w salonie. Oczywiście pod warunkiem, że
będziesz tam grzeczny – oznajmił, przekładając ich śniadanie na talerze.
- Będę
grzeczny, Panie – odparł chłopak i spojrzał na niego niewinnie.
Podejrzanie niewinnie. On coś knuje – stwierdził
Loren.
Przerwał
nakładanie nożykiem dżemu na omlet i z narzędziem w ręku ruszył w stronę
Eli’ego. Ten widząc to spłoszył się wyraźnie i cofnął o krok. Dalej nie mógł.
Stała za nim szafka, a przed nim był już Loren z krzywym uśmiechem na ustach.
-
Bardzo grzeczny? – uniósł nóż. Eli zamarł w bezruchu. Loren czystą końcówką
noża zaczepił o opadającą część koszuli i uniósł ją, zakładając na jego odkryte
ramię.
- Bardzo grzeczny, Panie –
odpowiedział zaskakująco pewnie, choć dolna warga zadrżała mu delikatnie, kiedy
mężczyzna zaczął zapinać guziki jego koszuli, nadal dzierżąc krótkie ostrze.
-
Trzymam za słowo – pociągnął lekko jeden guzik i jak gdyby nigdy nic wrócił do
talerzy.
Śniadanie
zjedli w kuchni. Pogarszająca się pogoda uniemożliwiała wyjście do ogrodu. No
chyba że ktoś lubił, kiedy wiatr wyrywał mu z rąk talerz.
Loren
zerkał ukradkiem na niewolnika, zauważając subtelne zmiany w jego zachowaniu. A
może wcześniej też się tak zachowywał tylko tego nie dostrzegał? W każdym razie
z uwagą patrzył jak trochę malinowego dżemu kapie na brodę chłopaka, po czym
spomiędzy różowych ust wysuwa się jeszcze bardziej różowy język i próbuje go
zlizać. Nie udało mu się, więc otarł brodę palcem, a następnie wsunął go powoli
do ust i wyciągnął, czysty, ale trochę wilgotny od śliny.
-
Wiesz, mógłbyś wziąć serwetkę – zirytował się Loren. – Są obok lodówki.
- Ah..
– Eli zreflektował się po chwili. - Tak,
Panie. Przepraszam – zsunął się z wdziękiem ze stołka i ruszył posłusznie we
wskazanym kierunku. Wytarł palce i brodę, po czym wyrzucił serwetkę do kosza,
znów się przy tym pochylając. Koszula ponownie próbowała zsunąć się z jego
ramienia, ale tym razem powstrzymały ją guziki. Kiedy niewolnik wrócił,
odgarnął kilka przydługich, niesfornych kosmyków za ucho i jadł dalej, a Loren
patrzył jak kolejne kęsy przechodzą w dół jego szyi, wprawiając ją w ruch.
-
Skończ jeść i idź się ubrać. – Loren wsunął do ust ostatni kęs, który tak
właściwie można by podzielić na trzy mniejsze i włożył naczynia do zmywarki.
Po szybkim prysznicu, zaczął zastanawiać się co
założyć, podczas gdy łazienkę zajął Eli. We
wszystkim przecież będę wyglądać tak samo – stwierdził ostatecznie, nie
mogąc zdecydować się na nic konkretnego i
zaczął się ubierać w pierwsze lepsze rzeczy. Padło na ciemne jeansy oraz czarną
koszulkę z długim rękawem. I tak to bez znaczenia co założy, skoro i tak będzie
musiał się przebrać przed wieczornym przyjęciem.
Nie
zwrócił nawet uwagi na dźwięk otwierających się drzwi. Skupił się na ubieraniu,
ale i tak biały kształt zwrócił jego uwagę. Odwrócił głowę w tamtą stronę i ujrzał niewolnika owiniętego tylko w duży
ręcznik kąpielowy. Po bladawej skórze wędrowały jeszcze kropelki wody. Grzebał
w swojej półce, aż nie wyciągnął z niej zielonej koszulki, która tak spodobała
się Lorenowi wtedy w sklepie. Wzrok mężczyzny jednak przykuł jakiś inny przedmiot, który
wyleciał z szuflady. Eli zobaczył go kilka sekund później i natychmiast
próbował schować. Loren jednak był szybszy i złapał za jego dłoń, wyrywając z
niej tajemniczy przedmiot.
- A cóż
to takiego? Nie przypominam sobie, abym kupował ci… - urwał i popatrzył na
twarz niewolnika, zmieniającą kolor na czerwony. – ..Pończochy?
***
-
Panie… j-ja…
-
Ukradłeś to wtedy w sklepie?
- Nie!
Ja… - jąkał się. - To jakoś znalazło się między ubraniami i…
-
„Jakoś znalazło się między ubraniami”? Żartujesz sobie, kurwa, ze mnie? –
prychnął. Nienawidził kiedy ktoś go okłamywał, ale jeszcze bardziej nienawidził
kiedy ktoś używał tak durnowatych wyjaśnień.
-
B-błagam, Panie… - Niewolnik zaczął drżeć. Wbił wzrok w podłogę i skulił
ramiona, jak zawsze kiedy spodziewał się ciosu.
-
Dlaczego to tu jest? – zapytał chłodno Loren.
-
M-myślałem, że ci się spodoba, Panie – odparł cicho.
- A
skąd niby możesz wiedzieć, co mi się podoba?
-
Przepraszam, przepraszam… - zaczął powtarzać Eli, niczym mantrę, która miała go
uchronić przed gniewem Pana.
Wyglądał
żałośnie i całkowicie ulegle. Jak pies, który coś przeskrobał i wiedział, że
właściciel to zauważył. Lorenowi prawie zrobiło się go szkoda.
-
Słuchaj, młody… - zaczął, ale przerwał mu płaczliwy jęk niewolnika, który upadł
na kolana.
-
Naprawdę przepraszam, Panie, wiem, że zrobiłem źle, ale proszę… przyjmę każdą
karę, błagam, wybacz mi… - mamrotał roztrzęsionym półszeptem. Próby przerwania
mu były bezskuteczne, więc zniecierpliwiony Loren w końcu uniósł do góry jego twarz i wymierzył
mu policzek. Kiedy chłopak ucichł, Loren złapał go za szyję, podniósł i oparł o
komodę. Widok klęczącego przed nim w samym ręczniku nastolatka z głową na wysokości
jego krocza, wprawiał go w lekkie zakłopotanie. Szczególnie, iż miał
świadomość, że wystarczyłoby jego jedno słowo, a niewolnik rozpiąłby jego
spodnie, wyciągnął z nich jego męskość i wziął ją do ust. Prawdopodobnie byłby
tym jeszcze uszczęśliwiony. W sensie niewolnik, nie on. Kurwa, o czym ja myślę? – zganił się. W każdym razie… Wolał mieć go
stojącego przed sobą. W sensie niewolnika, nie swojego penisa. Cholera.
Odchrząknął.
- Tak,
zrobiłeś źle – potwierdził. - Może wymienisz wszystkie swoje przewinienia, a ja
pomyślę nad adekwatną do nich karą? – zaproponował, zaskakująco, według siebie,
dobrze wczuwając się w swoją rolę Pana. Nie był aż tak zły, jak niewolnikowi
się wydawało, ale postanowił, że na razie będzie kontynuować ten mały teatrzyk,
bo czemu by nie?
-
P-przewinienia? – powtórzył młodszy. Przełknął ślinę, co Loren poczuł pod
palcami. – Bez twojej wiedzy, Panie, dołączyłem do zakupów t-te pończochy –
próbował panować nad swoim głosem. Loren popatrzył na niego wymownie, czekając
na resztę. – I… z góry założyłem, że ci się spodobają, Panie.
Mężczyzna
uniósł brwi.
- I to
wszystko?
- I… -
chłopak uciekł wzrokiem i dodał, bardzo cicho: - Przepraszam? – A za chwilę
trochę pewniej: – Bardzo przepraszam, Panie.
-
Wydaje mi się, że było tego trochę więcej, Eli – zaakcentował groźnie jego
imię, na co niewolnik zadrżał.
-
T-tak?
- Tak.
Co z twoim dzisiejszym zachowaniem? Myślisz, że nie zauważyłem, jak się
starasz, żebym zwrócił na ciebie uwagę? Jak wypinasz w moją stronę ten swój
tyłek – Całkiem niezły tyłek, dodał w myślach, samego siebie tym rozjuszając i
przeklinając swój narząd wzroku – i wdzięczysz się, jakbyś chciał mnie uwieść?
Twarz
niewolnika oblała się czerwienią.
- Nie
wspominając już o tym – Zbliżył do niego swoje usta, wykrzywione w złośliwym
uśmiechu. - jak próbujesz się do mnie
dobrać przez sen.
Czerwień
jeszcze bardziej pociemniała, ale zabójca zdał sobie sprawę, że to może być
wynikiem jego bezwiednie zaciskającej się na jego szyi ręki. W pewnym momencie
dłoń niewolnika uniosła się i dotknęła jego przegubu. Loren na chwilę zamarł,
ale szybko strząsnął dłoń chłopaka i rzucił mu przeszywające spojrzenie.
- Nie
dotykaj mnie – syknął, przyciskając go do szafek i obezwładniając jego
nadgarstek. – I radzę ci przestać starać się osiągnąć to, cokolwiek było dziś
twoim celem, bo swoimi marnymi próbami nic nie wskórasz. To wczoraj… - wspomniał kąpiel i swój „eksperyment”. - Nic nie
znaczyło i nigdy więcej się już nie powtórzy, rozumiesz? – poczekał, aż chłopak
kiwnie nieznacznie głową. – Więc nie próbuj doprowadzić do czegoś, co nie ma
sensu. Nie pociągasz mnie, Eli. A właściwie – popatrzył mu głęboko w oczy i z
całkowitą powagą rzekł: – Brzydzę się tobą.
No
dobra. Może to nie była do końca prawda. Może lubił szczupłe, wysokie blondynki
i nie czuł pociągu do swojego niewolnika, ale raczej go nie obrzydzał. Nawet
jeśli czasami wieczorami nachodziły go niechciane myśli i obrazy tego, co ten
młody, leżący obok niego chłopak robił ze swoimi właścicielami, a raczej do
czego został zmuszany, nie był dla niego odrażający i dotykanie go nie
sprawiało mu dyskomfortu. Może to dlatego, że w swoim życiu miał już styczność
z wystarczająco dużą ilością brudu, zła i wszelkiego rodzaju upodlenia, aby
przestało to sprawiać na nim wrażenie, a może po prostu przez to, że w głębi
duszy nie postrzegał go jako brudnego i splugawionego. Ot, zwykły nastolatek,
któremu siłą została wyrwana niewinność w zbyt młodym wieku i został zbyt
szybko wciągnięty w ten okrutny świat. Jednego wieczora, kiedy nie mógł zasnąć,
stwierdził nawet, że pod tym względem przypomina mu tym trochę siebie. Dawnego
siebie, który też w podobnym wieku musiał posunąć się do czegoś co wykraczało
poza granice ogólnie przyjętego dobra i moralności, aby przetrwać w nowej
rzeczywistości. Sytuacja nie była taka sama, ale jednak było jakieś podobieństwo,
które Loren zauważał.
A mimo
to, z jego ust wyszły te nieprawdziwe słowa. Ujrzał przebłysk bólu w oczach
chłopaka, który wcześniej nie pojawił się ani kiedy go dusił, ani kiedy uderzył
go w policzek. Dopiero teraz, pod wpływem tych słów.
I dobrze. Może teraz da sobie spokój – uznał,
chociaż nie mógł pozbyć się dziwnego uczucia, które zaczęło mu towarzyszyć i
którego nie umiał nazwać.
Ręcznik,
którym owinięty był chłopak, zaczął się zsuwać, odsłaniając miejsca, które
poprzedniego wieczora badał język Lorena. Zabójca odsunął się i odwrócił do
drzwi.
- Jeśli
zgłodniejesz, zrób sobie coś do jedzenia – powiedział beznamiętnie i opuścił
sypialnię.
***
rozdział <333333
OdpowiedzUsuńwow och eli i co tu sie narobilo
loren mniałeś prawo sie wkurzyc.. rozumiem.
rozdził <3333
zobaczymy co dalej
No nie. Loren, jak mogłeś. Rozdział świetny. W ogóle rozwaliły mnie jego myśli o Elim i jego penisie
OdpowiedzUsuńHejka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, ach to pończochy były ;) Eli się zestresował, a te słowa jak mógł... ranią, tym bardziej, że myśli inaczej...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, ach to pończochy były ;) Eli bardzo się zestresował...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga