poniedziałek, 1 października 2018

Rozdział XVIII - Zakazane imiona



Loren

       - Enzo? - Złotowłosy wyciągnął swoje małe ręce w stronę kołyszącego się na wietrze hamaka, przewieszonego między dwoma wysokimi drzewami, które rzucały cień na leżącego na nim ciemnowłosego chłopca. Jego twarz przykryta była słomianym kapeluszem, spod którego wystawały przydługie, trącane wietrzykiem włosy, a książka, która nie zdołała go uwięzić między słowami, leżała na jego unoszącej się spokojnie piersi, wznosząc się wraz z nią, jak na tafli kołyszącego się morza. Nogi miał skrzyżowane w kostkach, a bose stopy, po których wędrowała zagubiona mrówka, wsparte o chropowatą korę drzewa. - Loren. - Sześciolatek pociągnął za krawędź ulubionej, nieco spranej i zdecydowanie za dużej koszuli brata, a gdy to nie poskutkowało, podskoczył na palcach i udało mu się złapać rąbek kapelusza, odsłaniając twarz drzemiącego. Na czole pojawiły się łagodne zmarszczki, sklejone drzemką powieki zacisnęły się mocniej, aby chwilę później odsłonić ciepłe tęczówki oraz zwężające się pod brutalnym światłem czarne źrenice.

       - Milo… - mruknął, przecierając oko i rozglądając się na boki w sennej dezorientacji. - Co się dzieje? - Podniósł się, tak, aby głowa zajęła pozycję wyższą niż stopy i mrużąc powieki, dojrzał w oddali czubek głowy przemieszczający się szybko po łące oraz długie, brązowe włosy powiewające na wietrze. Promień słońca przedarł się przez mozaikę liści drzew i zaatakował jego oko. Skrzywił się brzydko i schylił głowę, patrząc w zielonkawe, bystre oczy.