Eli
Odetchnąłem cicho z ulgą, gdy
pojazd ponownie ruszył. Wizja wysiadania z samochodu i bycia pozostawionym
samemu w miejscu, którego kompletnie nie znałem, napawała mnie trudnym do
pojęcia strachem. Dlatego też, prócz ulgi poczułem przypływ wdzięczności do
nowego Pana, za to, że jednak okazał mi litość i postanowił wziąć mnie ze sobą.
Nie wiedziałem tylko co skłoniło go do zmiany decyzji, ale uznałem, że na pewno
nie był to mój wygląd. Widząc swoje niewyraźne, lecz ukazujące wszystkie
mankamenty obecnej aparycji odbicie, dokładnie słyszałem w głowie słowa nagany i
jednocześnie cenne nauki byłego tresera: „ Przy nowym właścicielu musicie
prezentować się nienagannie. Wszystko ma być na tyle idealne, aby wzbudzić pożądanie
u potencjalnego kupca i zachęcić go do wydania
pieniędzy właśnie na was. Tak, to jest wasz główny cel…”. No cóż. Teraz mógłbym
wzbudzić co najwyżej współczucie.
Senność, która wcześniej
całkowicie zniknęła za sprawą tych wszystkich niespodziewanych zdarzeń, teraz nagle
zaczęła powracać. Moje powieki robiły się coraz cięższe, a wciąż zmieniający
się za oknem obraz zmieniał się w plamę niewyraźnych kształtów. Chciałem zasnąć
i chociaż na chwilę zapomnieć o pulsującym bólu, który również dawał się we
znaki podczas naszej drogi, która zaś wydawała mi się trwać w nieskończoność.
Chciałem zamknąć oczy i odpłynąć, a obudzić się już w domu nowego Pana. Nie
mogłem jednak tego zrobić. Musiałem czekać na jego ewentualne rozkazy, a
zaśnięcie teraz równało się ze straceniem czujności oraz narażeniem się na jego
złość. A na to nie mogłem pozwolić.
W końcu auto zaczęło zwalniać.
Zmrużyłem oczy próbując skupić wzrok na obrazie przed sobą i dopiero teraz
dostrzegłem wysoką bramę, a za nią budynek, który zapewne był domem Pana. Dom…
to raczej złe określenie. Zbyt pospolite i zwyczajne, jak na to co miałem przed
oczyma, a co przypominało raczej wielką rezydencję
z niezliczoną ilością podłużnych okien. Po obu stronach wejścia wznosiły się białe
kolumny, a ścieżka prowadząca do niego była po obu stronach ozdobiona równo
zasadzonymi skupiskami pięknych, egzotycznych kwiatów o przeróżnych barwach.
Brama otworzyła się, więc wjechaliśmy na posesję,
której wygląd zapierał dech w piersi osobom takim jak ja, czyli nie mającym na
co dzień styczności z takim bogactwem i wspaniałą architekturą. Oczywiście dom,
w którym mieszkałem do dzisiejszego wieczora również wyglądał wspaniale, lecz
tylko poza częścią przeznaczoną dla niewolników, gdzie spędzałem większość
czasu.
- Dobry wieczór, panie Mauvells – odezwał się
jakiś elegancko ubrany mężczyzna, któremu mój Pan wręczył kluczyki od
samochodu, zaraz po tym jak z niego wysiadł. – Jak minął panu dzisiejszy
wieczór?
- Dobrze, choć nie do końca tak jak planowałem –
odparł Pan, otwierając drzwi od mojej strony. – Wysiadaj.
Wysiadłem pospiesznie i stanąłem obok niego,
spuszczając pokornie głowę i wbijając wzrok w swoje nagie stopy.
- Mamy nowego lokatora – poczułem dłoń na plecach,
która już po chwili prowadziła mnie do środka. Mój Pan nie czekał na odpowiedź
drugiego mężczyzny. Domyśliłem się, że to ktoś w rodzaju lokaja, bo w tak
wielkiej rezydencji było to niemożliwe, aby jedna osoba utrzymywała porządek i
wszystkim się zajmowała.
Przeszliśmy przez drzwi i znaleźliśmy się w holu,
przez który przebyliśmy bez słowa. Jedynymi dźwiękami były odgłosy kroków
odbijające się od marmurowej, lśniącej posadzki. Kusiło mnie, aby podnieść
wzrok i rozejrzeć się dookoła, lecz Pan mógł to zauważyć i odebrać za zbytnią
swawolę z mojej strony. W końcu nie byłem tu żadnym gościem, ale niewolnikiem.
Niewolnikiem, który ma posłusznie służyć, odpowiadać na każde wezwanie Pana i
nie wykazywać niepotrzebnych przejawów posiadania własnej woli, uczuć, czy
chociażby zainteresowania otoczeniem, w którym się obecnie znajduje.
Po dotarciu na szczyt schodów prowadzących na
pierwsze piętro, skręciliśmy w prawo i zatrzymaliśmy się przed drzwiami.
- Wchodź – odezwał się Pan.
Nacisnąłem na klamkę i wstąpiłem do jasnego
pomieszczenia. Od razu wciągnąłem powietrze, czując w nim jakąś przyjemną dla
mojego zmysłu węchu mieszankę zapachów.
- Wykąpiesz się, a ja ci przyniosę coś do
przebrania.
- Tak, Panie.
Pan podszedł do szafki a ja spojrzałem przed
siebie i rozchyliłem mimowolnie usta, patrząc na stojącą na środku ogromną, okrągłą
wannę, do której wejście umożliwiały dwa małe schodki i znajdującą się obok
niej półeczkę z różnymi kolorowymi buteleczkami. Rozejrzałem się szybko na boki,
szukając wzrokiem miejsca, w którym ja miałbym się wykąpać. Bo chyba nie
chodziło mu o tą luksusową wannę? Na pewno nie.
- P-Panie… - zacząłem cicho i przestąpiłem z nogi
na nogę, oblizując nerwowo suche usta. – A.. Gdzie mam się wykąpać?
Nadal spoglądając w dół, usłyszałem rozbawiony
głos mężczyzny.
- Jak to gdzie? Masz jakąś wadę wzroku?
Przełknąłem ślinę i pokręciłem przecząco głową.
- Nie, Panie. Ale… - zawahałem się, a Pan, nie
czekając, aż dokończę podszedł do wanny i oparł się o jej krawędź, zakładając ręce
na piersi.
- Mam pomóc ci się rozebrać i wejść do środka?
Ponownie usłyszałem w jego głosie rozbawienie.
To dobrze, pomyślałem. Wszystko było lepsze od gniewu, a to była ostatnia
rzecz, którą chciałem wzbudzać w nowym Panu.
Nie chcąc go niepotrzebnie fatygować i jeszcze
bardziej sprawiać wrażenia ofiary losu, złapałem palcami spód rozciągniętej,
nadszarpanej i zabrudzonej koszulki. Pociągnąłem ją do góry, lecz zatrzymałem
się w połowie, kiedy uniesienie ręki wywołało ból w moim ramieniu,
przypominając o wcześniejszej karze. Zdusiłem, zaciskając usta, ciche
syknięcie, które próbowało się spomiędzy nich wydostać podczas drugiej próby,
również zakończonej fiaskiem.
Usłyszałem przeciągłe
westchnienie i zaraz moje dłonie zostały zastąpione większymi oraz
sprawniejszymi dłońmi mojego Pana, który podszedł do mnie, najwyraźniej tracąc
cierpliwość, a następnie złapał za rąbek materiału. Skarciłem się w duchu za
to, że nie potrafię nawet samodzielnie ściągnąć zwykłej koszulki. Chciałem
wypaść przed nim jak najlepiej, ale wszystko mi to uniemożliwiało – mój wygląd,
ubiór i ogólny obecny stan. Weź się w
garść i postaraj się bardziej! - mówiłem sobie w kółko, niczym mantrę, ale jak
na razie szło mi raczej kiepsko.
Słowa Pana przerwały moje nieme
przeklinanie własnej niezdarności.
- Eli. O czym teraz myślisz? –
zapytał nadal trzymając moją bluzkę na wysokości brzucha. Czułem na sobie jego
wzrok, który sprawiał, że byłem boleśnie świadomy każdego wykonanego ruchu, czy
grymasu na twarzy. Nie spodobała mi się nerwowość, która wkradła się nagle
w moje zachowanie, ani mimowolnie delikatnie drgająca pod jej wpływem powieka.
Nie przepadałem za takimi otwartymi pytaniami.
- O… - zrobiłem krótką przerwę
na przemyślenie swojej odpowiedzi. – O niczym istotnym, Panie.
- Ah, tak? A może pozwolisz mi
zadecydować o tym, czy jest to coś istotnego, czy nie? No chyba, że nie liczysz
się ze zdaniem swojego nowego Pana.
Jego głos był nad wyraz
spokojny, ale i tak, słysząc ostatnie zdanie drgnąłem i otworzyłem szerzej
oczy.
- N-Nie! Znaczy… Twoje zdanie jest dla mnie
najważniejsze, Panie – wydukałem . – Z niczym nie liczę się bardziej! – dodałem
jeszcze i unosząc wzrok trochę wyżej, dostrzegłem jak tors Pana trzęsie się
lekko, jak gdyby tłumiony śmiech wprawiał go w drżenie. Chwila… Czy Pan
właśnie się ze mnie śmieje? - zapytałem się w myślach. Dla mnie ta sytuacja nie
była ani trochę zabawna.
- No więc? Nadal mi nie odpowiedziałeś –
przypomniał.
- Myślałem o tym… o tym, że nie chcę cię zawieść,
Panie.
- Naprawdę? – odparł po chwili. – Nie okłamujesz
mnie, prawda?
- Nie! Ja nigdy bym…
- Dobrze, dobrze – przerwał mi, teraz już nie ukrywając
śmiechu, który wydał mi się bardzo dźwięczny i przyjemny dla uszu. W przeciwieństwie
do poprzedniego Pana, który swoim rechotem wzbudzał we mnie tylko nieprzyjemny
dreszcz. – To pamiętaj o tym, bo nie
lubię, kiedy ktoś mnie okłamuje. I nie lubię, kiedy ktoś ciągle patrzy w dół,
gdy ja do niego mówię. Chyba nie zabroniłem ci na siebie patrzeć, prawda?
Zamrugałem szybko powiekami, usiłując
przypomnieć sobie wszystko, co
powiedział do mnie od chwili poznania.
- Nie, Panie – odparłem
niepewnie. Nie zabraniał mi tego, ale także nie wyrażał zgody, więc po prostu
wybrałem bezpieczniejszą opcję.
- Więc popatrz na mnie.
Nie byłem pewien, czy mam się
cieszyć z tego zezwolenia, czy raczej nie. Z jednej strony teraz, przy tym
jasnym świetle mógłbym lepiej się przyjrzeć mężczyźnie, w którego rękach
spoczywał odtąd mój los. Bo oczywiście chciałem wiedzieć jak wygląda, a jedyne
co zapamiętałem z wcześniej to kolor jego oczu oraz włosów. Z drugiej strony
obawiałem się co mogę wyczytać z jego twarzy. Na szczęście nie musiałem
podejmować decyzji. Tak czy inaczej musiałem wykonać jego rozkaz.
Podniosłem powoli głowę,
najpierw zawieszając wzrok na parę sekund na jego klatce piersiowej, która była
na wysokości moich oczu. Miałem przed sobą dobrze zbudowanego, wysokiego
mężczyznę, któremu sięgałem ledwo do ramienia. Pogodziłem się z byciem
kurduplem i tym, że niemal wszyscy wokół wglądali jak giganci, ale i tak od
czasu do czasu zdarzało mi się nad tym ubolewać. Westchnąłem w duchu.
Pomijając już fakt różnicy wzrostu… Dopiero teraz
zdałem sobie sprawę z przestrzeni jaka nas dzieliła, a raczej niemalże z jej
braku, bo wystarczyłby maleńki krok, aby nasze ciała się zetknęły. Popatrzyłem
wyżej, docierając w końcu do jego twarzy. Twarzy, która była naprawdę
przystojna. Dość ostre rysy, kontrastujące z łagodną linią ust, tworzyły niezwykły,
ale też intrygujący obraz, okalany brązowymi, lekko falowanymi kosmykami włosów.
Lśniącymi, lecz nie idealnie ułożonymi, co wcale nie wyglądało źle. A wręcz
przeciwnie – dodawało to mojemu Panu atrakcyjności. Tak samo zresztą jak iskierki niebezpieczeństwa, czające się w jego oczach, które zamiast budzić we mnie strach, czyli naturalną reakcję, wywoływały raczej dziwną fascynację.
Tak. Mój nowy Pan zdecydowanie był atrakcyjny. I
nie wstydziłem się przed sobą przyznać tego, że cieszy mnie ten fakt. Nawet
jeśli zdążyłem się już dawno przekonać, jak bardzo zgubny i mylący może być
czyjś wygląd oraz jak bardzo zepsute wnętrze potrafi skrywać.
Zrozumiałem, że zaczynam się wpatrywać, wręcz
natarczywie, a na ustach Pana zaczyna błąkać się uśmieszek. Czyżby potrafił
przejrzeć moje myśli? Nie, to absurdalne. Już dawno opanowałem do perfekcji sztukę
ukrywania własnych emocji… A przynajmniej tak mi się wydawało, dopóki intensywny
wzrok mężczyzny nie zaczął przewiercać mnie na wylot i sprawiać, że zacząłem
się sam w sobie kurczyć.
Niemal odetchnąłem, gdy to spojrzenie zostało
przerwane materiałem koszulki, który właśnie uniósł Pan. Najpierw ściągnął ją
przez moją głowę, a dopiero po tym wysunął z niej powoli moje ręce. W ten
sposób nie musiałem ich zbyt wysoko unosić, więc ból był zminimalizowany.
- Resztę chyba dasz radę ściągnąć sam?
- Tak, Panie.
Niewiele tego zostało. Wystarczyło, że zsunąłem z
siebie krótkie, lecz trochę workowate, tak samo podniszczone, jak koszulka spodenki
i już stałem przed Panem nago. Nie czułem wstydu. Nie próbowałem się zasłonić.
To było coś zupełnie naturalnego. Spodziewałem się, że Pan zechce zobaczyć
swoją nową własność w pełnej okazałości, bo miał do tego prawo, chociaż zdecydowanie
wolałbym pokazać mu się w lepszym stanie i nie „ozdobiony” oszpecającymi
siniakami.
Przez myśl przeszło mi, że Pan może mieć już
teraz ochotę na wypróbowanie nowego niewolnika i przetestowanie moich możliwości.
W końcu nie miał żadnego powodu, aby pozwolić mi zaczerpnąć energii. Mógł mnie
wziąć tu i teraz, jeśli tylko mój wygląd nie był dla niego zbyt odpychający. Czy
będzie chciał zrobić to tu w wannie? A może poczeka, aż się wymyję i…
- Masz tu ręcznik – przycisnął nagle miękki
materiał do mojej ręki.
- Dz-dziękuję, Panie – zabrałem ręcznik z lekką
dezorientacją, wywołaną kierunkiem, w jakim zmierzały jeszcze przed chwilą moje
myśli.
- A tam jest gąbka. I szczoteczka – wskazał na
nie palcem. - Przyjdę za jakieś dwadzieścia minut, więc nie musisz się
spieszyć. Tylko nie zamykaj drzwi.
Po tych słowach wyszedł.
Dwadzieścia minut. To w moim przypadku naprawdę
dużo czasu. Czasu, który muszę dobrze wykorzystać i przestać myśleć o zbędnych (przynajmniej
na razie) rzeczach.
Przystąpiłem więc do działania, mającego na celu
przygotowanie siebie dla Pana. Najpierw wymyłem zęby. Potem wszedłem do wanny,
nie mogąc powstrzymać lekkiej obawy, że będzie zły, jeśli pobrudzę sobą tą
idealnie czystą, lśniącą biel. Więc, chcąc jak najszybciej zmyć z siebie brud,
uniosłem ostrożnie słuchawkę i włączając wodę, szybko, ale dokładnie się nią
opłukałem. Następnie zatkałem odpływ gumowym korkiem i przez chwilę patrzyłem
na strumień wody, wypełniającej stopniowo wannę. Kiedy jej poziom sięgał już
mojego torsu, wziąłem niepewnie kilka buteleczek i wlałem część ich aromatycznej
zawartości do wody. „Panu na pewno spodoba
się ten zapach!” – zapewniłem się w myślach i zacząłem porządnie szorować
swoje ciało gąbką, na którą uprzednio nałożyłem żelu.
Po kilku minutach stwierdziłem, że jestem już
idealnie czysty i pozwoliłem sobie na chwilkę odpoczynku. Czego później bardzo pożałowałem.
Odprężający zapach olejków unoszący się wokół mnie, ciepło wody oraz cichy
odgłos bąbelków piany unoszonej na jej powierzchni… to wszystko sprawiło, że
oczy same mi się zamknęły, a ja już nie zdążyłem powstrzymać senności,
zabierającej mnie w swoje objęcia.
- Będziesz ze mnie zadowolony Panie… Zrobię
wszystko, żebyś był zadowolony… - wymamrotałem jeszcze pod nosem i zasnąłem.
***
Loren
Powoli zaczynał tracić cierpliwość. Zapukał już
dwa razy, ale nie uzyskał żadnej odpowiedzi. Zdążył już wziąć prysznic w
drugiej łazience, przebrać się i po drodze przekąsić coś na szybko, zanim
dotarł pod drzwi łazienki, w której kąpał się jego niewolnik i ewidentnie nie
słyszał, lub co gorsze udawał, że nie słyszy jego pukania.
Przecież to
moja łazienka. I mój niewolnik. Czemu miałbym nie wejść? Zapytał sam siebie
i wszedł do środka, po to aby zobaczyć siedzącego nadal w wannie chłopaka. Miał
zamknięte oczy, głowę opartą o krawędź i wyglądał na pogrążonego w głębokim śnie.
Odchrząknął głośno. Zero reakcji. Podszedł do
śpiącego i popatrzył z góry na jego twarz. Jak
bardzo musiał być zmęczony, skoro aż zasnął podczas kąpieli? Odgarnął kilka
mokrych kosmyków z jego czoła, po którym spływały kropelki wody.
- Eli – powiedział, ale chyba nie wystarczająco
głośno, aby go zbudzić.
Westchnął i zanim ponowił swoją próbę, popatrzył
na pianę. Zanurzył w niej palce i uniósł ją na nich, po czym uformował z niej
na brodzie niewolnika bujną brodę oraz wąsy. Zatrząsł się ze śmiechu, kiedy
chłopak zmarszczył nos i zamlaskał ustami.
- Uroczo – skomentował z rozbawieniem. Gdyby
tylko miał przy sobie telefon, chętnie uwieczniłby na zdjęciu ten widok. Jeśli
tylko by zdążył, bo akurat teraz Eli zaczął marszczyć brwi i powoli otwierać
oczy, jak gdyby wyczuł przy sobie obecność swojego Pana. Zamrugał kilka razy,
patrząc sennie na twarz Lorena, a kiedy zorientował się, że przysnął,
wybałuszył oczy i podniósł się gwałtownie, wprawiając wodę w ruch.
- P-Panie..! – zaczął i jednocześnie zakończył,
zapewne zbyt skonfundowany nagłym śmiechem Lorena, który tylko patrzył na
grymas strachu na twarzy niewolnika, ozdobiony bladoróżową brodą.
- Czy zdajesz sobie sprawę z tego, co zrobiłeś? –
zapytał próbując przybrać poważny ton, co było nie lada wysiłkiem. – Minęło już
prawie pół godziny. Przychodzę tu, oczekując gotowego niewolnika, a ty sobie
tak po prostu zasnąłeś?
Nie był ani trochę zły, ale za to był ciekawy
reakcji niewolnika, którego oczy wydawały się być coraz większe.
-Prze.. Przepraszam, Panie – powiedział ze
skruchą i spuścił głowę, ku niezadowoleniu Lorena.
-Naprawdę nie chciałem, nie zamierzałem zasyp… -
przerwał, bo właśnie chyba zdał sobie sprawę ze sztywnej piany wyrastającej z
jego podbródka. Zdziwienie widocznie malowało się na jego twarzy, a usta nadal
pozostawały rozchylone, kiedy dotknął jej badawczo palcami, patrząc w dół i
nieświadomie robiąc przy tym zeza.
Loren zaśmiał się znów i starł dłonią swoje
dzieło.
- Nie jestem zły – podał mu ręcznik. – Ale postaraj
się już nie zasypiać więcej w wannie, dobrze? Patrz jakie masz pomarszczone
dłonie – skinął głową na jego małe ręce, które teraz równie dobrze mogły
należeć do jakiejś staruszki.
- Dobrze, Panie. Przep..
- Nie przepraszaj. Wytrzyj się i
załóż to – położył na małym stoliczku swoją koszulę i bokserki. Nie miał nic
innego co mógłby dać mu do założenia, więc musiały wystarczyć na razie jego
własne ubrania. Nie przepadał za pożyczaniem ich, ale w tej sytuacji nie miał
wyboru. Skąd miał bowiem wiedzieć, że w jego domu zamieszka nagle jakiś
nastolatek? A skoro o nastolatkach mowa…
- Ile masz lat? – zapytał przyglądając
się, jak Eli wychodzi z wanny i zaczyna się pospiesznie wycierać.
- Siedemnaście, Panie –
odpowiedział.
Siedemnaście – powtórzył w myślach Loren. No cóż, w swoich
przewidywaniach pomylił się tylko rok.
- Wyglądasz trochę młodziej –
uznał.
Młodzieniec nic już nie
powiedział. Za to z szybkością światła zakończył wycieranie, a po krótkiej chwili
również zakładanie ubrań, które tak jak spodziewał się Loren, były na niego o
wiele za duże. Ale przynajmniej czyste.
- Chodźmy – poprawił kołnierzyk
koszuli, która dosłownie wisiała na małym i chudym niewolniku i wyszedł z
łazienki.
- Niestety obecnie trwa tu
remont… – powiedział przypominając sobie jak tydzień temu, przechadzając się o
poranku po domu, stwierdził, że znudziły mu się kolory ścian oraz wystrój
pomieszczeń i nakazał je zmienić. To był już drugi raz w ciągu ostatnich dwóch
miesięcy. A może trzeci?
- …więc musisz spać ze mną, w
mojej sypialni.
Za tym także nie przepadał.
Każda obca osoba w jego własnej sypialni, a co dopiero w łóżku, naruszała jego
przestrzeń osobistą. Ale i tym razem nie miał wyboru. To było jedne z czterech nieremontowanych
obecnie pomieszczeń. Innymi były łazienki i kuchnia, lecz tam nie mógł pozwolić
mu spać. Nawet jeśli był zwykłym, nic nieznaczącym niewolnikiem.
Przeszli w milczeniu przez
korytarz i weszli do sypialni Lorena. Widział jak Eli ukradkiem spogląda na
łóżko, a następnie staje przy nim i powoli, niepewnie unosi na niego pytający
wzrok.
Loren odpowiedział mu tym samym,
zastanawiając się czemu tamten nie kładzie się na łóżku. Chyba nie jest na tyle
niemądry, aby nie doceniać jego dobroci? Wiele w końcu ryzykował, wpuszczając
do siebie kogoś, o kim prawie nic nie wie. Ale jedno musiał przyznać… Napawało
go to lekką nutką ekscytacji, której nie czuł już od dawna. Co jeśli niewolnik
wcale nie jest taki grzeczny i posłuszny, na jakiego wygląda i będzie próbował
w nocy uciec? Lub okraść Lorena? Albo chociaż usiłować go zabić? Ta niepewność
naprawdę dostarczała mu osobliwej formy rozrywki. Zupełnie jak w grze, w której
nie wiadomo, co czai się za rogiem.
- Na co czekasz? – zapytał unosząc
brwi i ściągając z siebie szlafrok, który rzucił niedbale na oparcie fotela.
Został teraz w swoim ulubionym komplecie do spania, czyli w samych bokserkach i
wlepił oczekujący wzrok w Eli’ego, którego oczy nagle rozbłysły zrozumieniem.
Chłopak z dziwnym entuzjazmem wszedł
na łóżko. Nie położył się jednak, ale uklęknął na nim, pochylił się, wypinając
w stronę Lorena i sięgając dłońmi pod koszulę, złapał za luźną gumkę bokserek,
następnie zsuwając je do kolan.
Loren tylko patrzył na te
wszystkie czynności, a gdy jego niewolnik zastygł w przyjętej pozycji z
zapraszająco wypiętymi pośladkami zasłoniętymi do połowy koszulą, zmarszczył
brwi i podrapał się z konsternacją po policzku.
- Co ty robisz? – spytał stając
u stóp łóżka.
Zapadła cisza, którą wkrótce
przerwało jąkanie się niewolnika.
- Panie.. Bo.. Bo ja p-pomyślałem..
Że ty chcesz.. – przerwał przełykając głośno ślinę i wiercąc się nieco na
pościeli.
- Że chcę się z tobą pieprzyć? –
dokończył za niego Loren, rozumiejąc już w jakiej sytuacji się właśnie znalazł.
Seksualny niewolnik. To pierwsze to słowo klucz. Właśnie do takich czynności
był tresowany i na to się przygotował. Szkoda tylko, że nie wiedział…
- Nie jestem gejem, Eli.
Tak! Tak! Tak! Nareszcie jest rozdział! Normalnie kocham to opowiadanie. Piszesz wspaniale. Normalnie podziwiam, że przez taki krótki czas napisałaś następny - cudowny - rozdział. Już nie mogę się doczekać następnego. Jestem bardzo ciekawy myśli Eliego, gdy usłyszał, że jego nowy Pan nie jest gejem. Ja osobiście bym bardzo chciał, żeby Loren zabawił się ze swoim niewolnikiem. A najlepiej, jeśli Eli zarobiłby sobie u niego na karę ( Taki ze mnie niewyżyty człowiek ) Oczywiście współczuję Eliemu, nowy Pan, nowe otoczenie, nie wie czego się spodziewać po swoim nowym Panu, no po prostu biedaczek. Znowu jestem zachwycony kolejnym rozdziałem. Życzę weny i mam nadzieję, że szybko będzie kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
I znów łechtasz me ego i motywujesz do pisania :DD
UsuńAle czy ja wiem, czy to pisanie takie wspaniale.. Nad wieloma rzeczami jeszcze chyba muszę popracować.
Czy się zabawi, czy będzie kara.. to się jeszcze wszystko okaże :>
Również pozdrawiam!
Hahahaha
OdpowiedzUsuńkoniec mnie rozbawił :) hahahahah
ciekawe co na to Eli
fajne opko :) czekam na więcej
Cieszę się, że Ci się spodobało! :)
UsuńKiedy nowy rozdział?
OdpowiedzUsuńNie mogę się już doczekać :)
Planowałam dodać jutro, ale mam tak mało czasu, że nie uda mi się skończyć :c więc najpóźniej będzie w poniedziałek wieczorem
UsuńRozumiem, to tak jak ja. Normalnie zero czasu. Trudno, więc będę czekał do poniedziałku :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie znalazłam ten blog i końcówka trzeciego rozdziału mnie zachęciła do dalszego czytania :) życzę weny i czekam na więcej!
OdpowiedzUsuńBardzo raduje mnie fakt, że jest w tym opowiadaniu coś, co zachęca do kontunowania czytania :D
UsuńWena napewno się przyda :) Podrawiam!
Bardzo interesujące. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńHejka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, ciekawe co Eli na stwierdzenie, że Loren nie jest gejem...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
21 yrs old Help Desk Operator Travus Govan, hailing from Cumberland enjoys watching movies like Chimes at Midnight (Campanadas a medianoche) and Electronics. Took a trip to Strasbourg – Grande île and drives a Ferrari 250 SWB Berlinetta. zajrzyj tutaj
OdpowiedzUsuńrzeszow kancelaria adwokacka
OdpowiedzUsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, co Eli pomyśli na stwierdzenie, że Loren nie jest gejem...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga